Archiwum 27 września 2015


wrz 27 2015 Oszaleć można
Komentarze (0)

 Stoję w kuchni. W niedzielę. Obieram kalafior i ziemniaki n obiad. Przez okno podglądam(i kradnę ich chwilowe szczęście i zamieniam się z nimi w myślach) parę staruszków siedzących na ławce przy ulicy. Zastanawiam się ile jest takich małżeństw które mają 40/50 letni staż małżeństwa, może są starsze? I czy to między nimi nadal jest miłość czy już przyzwyczajenie?! Mimo lat akceptują się wzajemnie, swoje stare ciała, swoje przyzwyczajenia. A za to ja, mimo czterech lat trwania mojego związku mam niejedno krotnie ochotę powiedzieć mu zwyczajnie spierdalaj tak aby dobitnie zrozumiał że czasem mam go dosyć.

Czasem mam ochotę wyjść z domu i poszaleć gdzieś ze znajomymi(i nie mam na myśli jakiegoś klubu bo nie należę do osób lubiących kluby czy dyskoteki).. Nie wracać na noc i mimo sterty telefonów i smsów, wściekłego nastroju i dwóch tygodni cichych dni… zaryzykowałabym!!

Niestety, rozsądek się odzywa i każe siedzieć cicho. Czy tak naprawdę opłaca się nam wiążąc z kimś ma całe życie? Powierzyć mu swoje życie, ciało, myśli i czas?! Czemu dążymy do tego aby mieć rodzinę? Męża, żonę, dzieci?! Czy to na pewno jest nam potrzebne? I czy aby na pewno jesteśmy na to w pełni gotowi?

Kiedyś chciałam/miałam wyjść za mąż. Fajne marzenie ale gdy stanęłam przed Urzędem Stanu Cywilnego w dżinsach i t-shirt a obok mnie ówczesny chłopak…  i nagle  mnie wryło w chodnik... słyszałam w sobie NIE TERAZ, NIE TAK... Narzeczonemu powiedziałam że chcę aby to było zrobione jak należy. A tak naprawdę w głębi duszy wiedziałam że to bardzo zły pomysł. Że nie powinnam tego robić. Nie z nim. Teraz po latach myślę inaczej. Narzeczony zdradził(w dość paskudny sposób to zrobił, długo się nie mogłam otrząsnąć). Dzisiaj, mimo że znalazłam kogoś z kim jestem(chyba szczęśliwa), to jakoś nie jestem skłonna pójść za mąż(mimo że oświadczał mi się kilka razy to jakoś zawsze unikałam konkretnej odpowiedzi. Wydaje mi się to jak jakaś transakcja. Mam wrażenie że nie w każdym związku jest ta miłość, tylko jakaś karta przetargowa.

Czy aby na pewno powinniśmy się pobierać bo tak przystoi? Bo tak każe kościół czy zasady moralne? A gdyby ich nie było?

Często jestem oskarżana za to że bardziej cenie sobie bardziej towarzystwo psa niż innych ludzi. Że wolę towarzystwo czterech ścian i dużego kubka kawy, długie spacery niż pójście na imprezę w klubie. A to tylko dlatego że lubię odrobinę spokoju…

A Wy? Czy każdy z Was chcę lub ma już własne rodziny? Jestem ciekawa jakie myśli Wam chodzą na po głowie. Piszcie ;)